Obraz Schmida opowiada tę samą historię co niedawne 'Egzorcyzmy Emily Rose'; a w zasadzie wydarzenia poprzedzające tamten film, ale oba tytuły nie chciałyby chyba być ze sobą kojarzone, bo przyjmują zupełnie inną drogę i założenie. 'Requiem' odrzuca nadprzyrodzone elementy 'Egzorcyzmów...' i skupia się na pytaniu o faktyczne podłoże stanu młodej studentki. Jest opętana czy po prostu chora? Doskonale zostaje zarysowany świat, w którym dziewczyna żyje. Wyzbyty jest ideałów (na jej zdanie 'Wierzę w Boga' studenci z grupy wybuchają śmiechem) i w pewien sposób karykaturalny, wręcz przewrócony do góry nogami (matka pełni rolę apodyktycznego rodzica, ksiądz nie wierzy wizjom dziewczyny). 'Requiem' jest więc świetnym studium powolnego zamykania się we własnej skorupie, zapadania w swoje własne paranoje. Mimo wszystko brak puenty, poruszenia. Niezła rola początkującej Sandry Huller.